Droga Krzyżowa z Wielkiego Piątku.
Stacja 1
Jezus na śmierć skazany
Skąd ten wyrok? Dlaczego Jezus został skazany na śmierć? Przecież On jeden niczego złego nie uczynił. O Nim jednym ze wszystkich ludzi można powiedzieć, że czynił jedynie dobro – uzdrawiał, błogosławił, wypędzał złe duchy, rozmnażał chleb, wskrzeszał umarłych do życia, czynił cuda. Dobry, szlachetny człowiek, Bóg pełen miłości. Krystalicznie czysty, doskonały, bez winy, cichy i pokorny. Czy to jest powód, aby Go skazać na śmierć? Przecież to jest nielogiczne, to nie ma sensu. Coś jest nie tak. A więc dlaczego?
Wyrok wydany na niewinnego poprzedza zdrada Judasza i zaparcie się Piotra. Może więc tu jest klucz do odpowiedzi. Może tym, który skazuje Jezusa na śmierć, jestem ja: poprzez swoje zdrady, grzechy, złe wybory, zaparcie się Tego, który ukochał mnie do końca. Bóg stworzył we mnie dobre serce, pragnienie piękna i pokoju, który jest znakiem Jego obecności. A ja przez swoje czyny i postawę buntuję się przeciw Niemu i Go odrzucam. To mój grzech skazuje Jezusa na śmierć.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 2
Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.
Ciężar krzyża. Z początku można próbować go nieść, ale bardzo szybko okazuje się, że krzyż staje się ciężarem nie do uniesienia. Co wtedy? Wydaje się, że racjonalnym wyjściem jest ucieczka. Rezygnacja. Nie dam rady dalej, nie chcę tego, poddaję się.
Jezus bierze krzyż, bo ma do wypełnienia misję, którą podejmuje dla Ojca i w zjednoczeniu z Jego wolą. Dlatego nie rezygnuje z raz powziętej decyzji, nie zawraca z drogi. Umiłował mnie do końca i choć towarzyszy mu trwoga i krwawy pot, nie porzuca celu, którym jest moje ocalenie. Podejmuje tę
drogę z miłości do mnie. To ona pozwala mu przejść przez okrutną drogę Kalwarii.
Papież Jan Paweł II mówił:
Każdy z was (…) znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte”. Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można „zdezerterować”. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba „utrzymać” i „obronić”, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. (…)
Otóż właśnie (…) w takim momencie (…) pamiętajcie: oto przechodzi w twoim życiu Chrystus i mówi: „Pójdź za Mną”.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 3
Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem
Jezus jest nie tylko w pełni Bogiem, ale też w pełni człowiekiem. Jako człowiek doświadcza cierpienia i bólu, opada z sił. Jakże wielki musi być ciężar naszego grzechu, skoro Jezus upada pod nim na ziemię. Zło upokarza nas i przygniata. Odziera nas z człowieczeństwa, niszczy nas, zadaje nam rany. A przecież nasz grzech rani także Boga, smuci Jego serce. Choć sam jest bez winy, Bóg czuje ranę naszego grzechu. Upadek Jezusa to obraz grzechu człowieka, który przygniata Miłość do ziemi.
Dokąd chcesz dojść, skoro niesiesz w sobie grzech, który powoduje Twoje upadki i zadaje ból innym?
I jakie ciężary chcesz jeszcze nałożyć na ramiona Jezusa, aby Go przygnieść do ziemi? Jak długo pozostaniesz obojętny na to, jak ciemność, której pozwalasz w sobie mieszkać, niszczy twoich bliskich? Może oskarżasz ich i osądzasz nie widząc, że to ty jesteś przyczyną ich upadków?
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 4
Jezus spotyka swoją Matkę
Wołamy często: „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko”. Jezus wie, że Jego Matka jest przy Nim, tuż obok. Ona jest z Nim zjednoczona duchowo, obecna na tej drodze, współodczuwa Jego ból i cierpienie. Matka jak nikt inny potrafi zrozumieć ból swojego dziecka. Nie odstępuje Go w tej misji, a On czerpie siły do dalszej drogi od Matki, bo wie, że może liczyć na jej wsparcie i modlitwę. Matka i Syn wszystko zawierzają Bogu. W tym momencie są oni w niewidzialnej komunii, która łączy ich serca i dusze.
W twoim życiu nigdy nie jesteś sam, nawet wtedy, gdy nie stoi przy tobie żaden człowiek. Jest przy tobie Matka Jezusa. Ona zna Twoje krzyże i grzechy, wie o wszystkim i wszystko rozumie. Pamiętaj, że zawsze masz w Niej ratunek. Bądź przy niej blisko. Ona jest Matką dla grzeszników, którzy szukają nawrócenia i pragną odnaleźć Jej Syna.
Ona potrafi wskazać do Niego drogę tym, którzy się zagubili.
I ty, któraś współcierpiała, Matko Bolesna, przyczyń się za nami.
Stacja 5
Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi
Krzyż jest coraz cięższy. Rani ciało Jezusa. Blokuje Jego ruchy. Ogranicza pole działania. Zajmuje Jego ręce. Utrudnia drogę. A Ty jesteś tym Szymonem z Cyreny. Człowiekiem, który właśnie wraca z pracy.
I tak jak Szymon masz swoje obowiązki i zadania do wypełnienia. Może na co dzień nie jesteś nawet świadomy walki, jaką Jezus toczy o Twoje życie. Może wydaje Ci się, że to ty musisz się o wszystko zatroszczyć sam, że wszystko zależy od ciebie. A może jest tak, że tę walkę o ciebie toczy sam Bóg, a tobie pozwala jedynie sobie w niej towarzyszyć? Czy to nie On przez całe wieki niesie krzyż naszych zdrad, niewierności, niesprawiedliwości i cierpienia, które zadajemy sobie nawzajem? Przyjął go na siebie dobrowolnie, wiedząc, że w przeciwnym razie nasz grzech bezpowrotnie zniszczy nie tylko nasze własne wnętrze, ale też relacje międzyludzkie, życie społeczne, współistnienie narodów.
I zaprasza ciebie, żebyś jako Jego uczeń i Jego przyjaciel przez ten mały odcinek drogi, jakim jest twoje życie, poniósł ten krzyż razem z Nim.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 6
Święta Weronika ociera twarz Jezusowi
Ten moment drogi krzyżowej kolejny raz pokazuje, do jak bliskiej współpracy z Bogiem jesteśmy zaproszeni. Jezus nie odstępuje tej misji, którą podjął, by nas ocalić, mimo, że oznacza to dla Niego ból i cierpienie. Trudno jest Mu iść, gdy pot i krew zalewają Mu twarz i oczy. Ale może przeżywa również cierpienie z tego powodu, że widzi, jak bardzo ty w swoich myślach i czynach oddalasz się od Boga. Bóg żyje tu i teraz i On Ciebie kocha. Jak bardzo Ten, który kocha, cierpi widząc, że osoba przez niego ukochana rani Go, odwracając się do Niego plecami? Każdy twój grzech to rana zadana sercu Boga.
Weronika widzi umęczonego Jezusa i tłum, który idzie obok, przyglądając się Jego cierpieniu. Szuka sposobu ulżenia Skazańcowi, gdy inni patrzą obojętnie albo odwracają wzrok. Może ocierając twarz Jezusowi z krwi, plwocin i potu, ociera też Jego łzy? Może Bóg po prostu płacze nad tymi, którzy ranią grzechem Jego i siebie?
Czy i ja nie jestem przyczyną łez w oczach Boga?
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 7
Drugi upadek pod krzyżem
Ile razy można upadać? Ile razy mam chodzić do spowiedzi i wyznawać grzechy? Jak powstać i iść dalej, skoro sił coraz mniej, a każdy kolejny upadek odbiera nadzieję?
Jeżeli upadniesz w grzech i pozostaniesz w nim, umrzesz duchowo. Będziesz wewnętrznie martwy. A nieprzyjaciel twojej duszy będzie cię dręczył oskarżeniami i poczuciem winy, odbierając ci resztki sił do walki, sącząc do twojego serca truciznę zwątpienia: czy Bóg nie ma cię już dosyć, gdy raz po raz Go zdradzasz swoją niewiernością, słabością i upadkami? Czy naprawdę przebaczy ci kolejny raz, wiedząc, że pewnie jeszcze wiele razy Go zranisz?
Jezus wie, jak to jest upaść pod ciężarem, który przerasta siły człowieka. On zna twój ból i cierpienie.
I nie zostawi cię samego – przecież już wziął na siebie twoje grzechy, już podjął krzyż, który należał się tobie. On „umarł za nas, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami”, świadomy tego, ile jeszcze razy będzie musiał nam przebaczyć. I dla nas powstaje kolejny raz, by doprowadzić do końca misję, której się podjął.
Wystarczy ci Jego łaski, bo Jego miłosierdzie jest jak ocean bez dna, a Jego miłość nigdy się nie kończy.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 8
Jezus pociesza płaczące niewiasty
Patrzymy na Jezusa, umęczonego na drodze krzyżowej. Rozważamy Jego ból i cierpienie, rozpamiętujemy Jego rany. Kto nie zapłakałby, widząc tego niewinnego Człowieka udręczonego biczowaniem, ukoronowanego cierniem, oplutego, wyszydzonego i zmaltretowanego. A jednak On nie chce, by płakać nad Nim, ale byśmy zapłakali nad samymi sobą i nad naszymi dziećmi. Nad światem, który ginie, coraz bardziej pogrążając się w ciemności, podążając ku własnej zgubie.
Jezus podjął drogę krzyża nie po to, byśmy się nad Nim litowali, ale byśmy odkryli głębię miłości, która sprawiła, że On dobrowolnie się na tej drodze znalazł. I byśmy sami dali się tej miłości pociągnąć. Ona bowiem ma moc sprawić, że z suchego drzewa, które nadaje się tylko do pieca i spalenia, staniemy się na nowo tym zielonym drzewem, którym On nas stworzył, drzewem, w którym płynie życie i które przynosi dobre owoce.
A wtedy okaże się, że Jego trud nie był daremny.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 9
Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem
Sytuacja staje się coraz poważniejsza. Krzyż jest tak ciężki, że nie sposób go nieść dalej. Dla człowieka staje się to już niemożliwe. Być może ci, którzy patrzą teraz na Jezusa, myślą, że to już koniec.
Tak jak ciężar krzyża przygniata Jezusa, tak grzech dosłownie wdeptuje nas w ziemię, aż czujemy w ustach proch ziemi: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz.” Każdy kolejny upadek w grzech coraz mocniej uświadamia nam naszą nicość, naszą bezradność i bezsilność. Jak w takim stanie iść dalej?
Czy to możliwe? I czy w ogóle ma to sens, skoro tylu wokół nas już się poddało, zrezygnowało z walki? Skoro grzech i upadek dotykają nawet ludzi kościoła?
Jezus jednak powstaje także z trzeciego upadku, pokazując, że nic nie jest w stanie zatrzymać Jego miłości. Że On się nie wycofa, nie podda, nie przestanie walczyć o nas. Że aż do końca tej drogi, którą jest nasze życie, zawsze będzie tuż obok, byśmy w Nim mogli podnieść się z największego upodlenia i nawet takiej sytuacji, w której po ludzku wydaje się, że nie ma już nadziei.
W Nim bowiem nie ma nic niemożliwego.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 10
Jezus z szat obnażony
On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej.
To słowa Pawła, który spotkał Boga w osobistym nawróceniu pod Damaszkiem.
Jezus został ogołocony ze wszystkiego. Teraz nic nie oddziela go od świata i nic nie oddziela Go od człowieka. Obnażony z szat, odsłania całe swoje serce i całe ciało. Jak zapowiedział nad Jeziorem Galilejskim: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. (…) Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.”
A więc jego ciało za moje życie. Jego ogołocenie, abym ja mógł obfitować w łaskę. Jego upokorzenie, abym ja mógł odzyskać godność. Nie da się zrozumieć szaleństwa krzyża, nie da się pojąć takiej miłości. Można ją tylko przyjąć. Tu umysł musi uklęknąć przed wiarą i pozwolić się jej poprowadzić.
Tylko ona zna drogę.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 11
Jezus przybity do krzyża
Jak bardzo można upodlić człowieka? Czy są jakieś granice ludzkiego okrucieństwa? Najpierw biczowanie, straszna, okrutna kara stosowana przez Rzymian wobec przestępców. Potem drwiny w postaci korony z ciernia raniącego głowę. Bicie po twarzy, opluwanie i rwanie brody.
Kilkudziesięciokilogramowy krzyż, pod którym raz po raz upada. Upokarzające obnażenie z szat. A teraz jeszcze to: przybicie do krzyża. Pomimo całego zadanego Mu cierpienia, Jezus wciąż żyje, więc trzeba Go unieruchomić, zniszczyć, zabić.
Dzisiaj robi się wszystko, aby zabić Boga w przestrzeni publicznej. Bóg nie jest potrzebny w czasach rozpasanej konsumpcji i niczym nieograniczonej swobody obyczajów. Jego obecność jest dla nas wyrzutem, wołaniem o dobro, prawdę i sprawiedliwość. Trzeba więc Go unieruchomić, bo przeszkadza i dręczy ludzkie sumienia.
A przecież choćbyśmy pozdejmowali wszystkie krzyże ze ścian, odmówili Bogu miejsca i wyparli Go z naszego świata, choćbyśmy wstydzili się przyznać do Niego przed ludźmi, On pozostanie jedyną drogą ocalenia, jedynym źródłem nadziei i jedyną prawdą, która nie zawiedzie.
Bo gdy jedni drwią z Niego, inni odrzucają Go i plują na Niego, a jeszcze inni odwracają się obojętnie, „my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani (…) Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi”. (1 Kor 1, 23)
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 12
Jezus umiera na krzyżu
A więc dokonało się. To już koniec. Bóg został zabity. Jedyny sprawiedliwy, doskonały i bez skazy, najpiękniejszy z synów ludzkich. Za bardzo był inny, za bardzo nam przeszkadzał, więc nie potrafiliśmy inaczej – ukrzyżowaliśmy Pana chwały. I stoimy teraz z zakrwawionymi rękami, współwinni największej zbrodni, jakiej dopuściła się ludzkość. Jak więc mamy liczyć na Jego przebaczenie?
Śmierć Jezusa wstrząsnęła porządkiem świata, oto wydarzyło się coś, czego nikt z ludzi nie przeczuwał, coś, czego nikt się nie spodziewał. Znaliśmy tylko sprawiedliwość, oko za oko, ząb za ząb, „a zapłatą za grzech jest śmierć”. Nie rozumieliśmy, że zabijając Jezusa, wydajemy wyrok na samych siebie, że to siebie skazujemy na śmierć. Tym bardziej więc nie rozumieliśmy, że On sam dobrowolnie bierze ten wyrok na siebie, aby nas ocalić. Przecież, jak powiedział: „Nikt Mi życia nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję” (J 10,18). Czyni to z własnej woli.
To nie jest logika tego świata: „Aby wykupić niewolnika, wydałeś swego Syna”. Nikt z ludzi nie pojmie takiej miłości. Nie da się niczym na nią zasłużyć, nie jesteśmy jej godni. To jest inny porządek, którego nie da się zrozumieć, który można tylko przyjąć. Pozwolić Bogu się uratować, gdy bezradnie giniemy, jak tonący Piotr zawołać: „Ratuj!” i uchwycić się Jego ręki.
Uwierzyć, że On uznał nas wartymi tego, by oddać za nas swoje życie.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 13
Jezus zdjęty z krzyża
Umarł szybciej, niż dwaj pozostali zbrodniarze, więc dla pewności żołnierz przebija Jego bok, a potem martwe, zmaltretowane ciało Syna zostaje złożone w ramionach Matki. Ona boleje nad śmiercią swego dziecka, jak zapowiedział to prorok Symeon, mówiąc, że cierpienie przeniknie jej duszę jak miecz. Ale jednocześnie przeczuwa, że to nie może być koniec. Musi być jakiś ciąg dalszy tej historii.
Od momentu zwiastowania wie, że „Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym”.
Dlatego ból matki łączy się z nadzieją, smutek z pokojem, rozpacz z łagodnością. Patrzy na Syna oczami wiary i widzi więcej, dalej i głębiej, niż tylko martwe ciało zdjęte z krzyża.
Wie, że oto nastaje nowa era w dziejach ludzkości. Że to jest śmierć, z której wytryśnie nowe życie i że właśnie rozpoczyna się nowy czas, nastaje nowe królestwo, w którym panowaniu Jej Syna nie będzie końca.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami.
Stacja 14
Jezus złożony do grobu
Złożenie do grobu jest dla każdego, kto uczestniczył w pogrzebie, czasem zupełnie wyjątkowym. Oto jesteśmy świadkami tego, jak kończy się czas ziemskiej wędrówki, nastaje koniec łez i cierpienia, ale też koniec marzeń, planów i radości.
Matka, która odprowadziła na ziemi ciało Jezusa do grobu, już wtedy musiała wiedzieć, że śmierć nie może mieć nad Nim władzy. Że Jego miłość jest większa od śmierci. Że przez grzech śmierć ma władzę nad człowiekiem, ale tylko do czasu. Że to, czego dokonał przez swoje posłuszeństwo woli Ojca, otwiera przed nami bramy nieba.
Maryja wie, jak to jest być po tej stronie, tu, na ziemi i po tamtej stronie, w królestwie swojego Syna.
Dziś jest Królową nieba. Wniebowzięta i Niepokalana. Święta.
Dlatego każdemu, kto umiera, śpiewamy: „Niech cię przygarnie Chrystus uwielbiony, On wezwał ciebie do królestwa światła. Niech na spotkanie w progach Ojca domu po ciebie wyjdzie litościwa Matka”.
Bo nasz prawdziwy dom i nasza ojczyzna są w niebie.
I ty, któraś współcierpiała, Matko Bolesna, przyczyń się za nami.